11.12.2012

Akta III: Dzielnica

Księżyc jaśniejący delikatną, srebrną poświatą odbijał się w kałuży, a jego obraz drgał powoli na powierzchni mętnej wody, popychany przez niewidoczne falki. Noc była cicha i spokojna, przerywana jedynie miauczeniem bezdomnych kotów, które tak długo hałasowały pod oknem,aż  otrzymywały nagrodę w postaci spodka z mlekiem lub idealnie wymierzonego ciosu kapciem.
 Była to dzielnica położona na uboczu, pełna wąskich, ciemnych uliczek, jednak żyjący tu ludzie byli pokojowo nastawieni do sąsiadów i rzadko wszczynali bójki czy inne konflikty. Cóż, cała ich zła natura objawiała się w momencie, gdy ktoś - a najczęściej był to kot - przerywał im ważny w ich mniemaniu odpoczynek. Wtedy ów śmiałek mógł liczyć tylko na najgorsze - stek wyrzuconych z wściekłością przekleństw należał do łagodniejszych reakcji, z jakimi mógł się spotkać.
Trzeba wiedzieć, że zamieszkujący tą okolicę ludzie należeli do jednych z najpracowitszych w całym regionie. Pracowali od świtu aż do nocy, a wykonywali swe obowiązki sumiennie i z uśmiechem na ustach. Praca sprawiała im radość, gdyż dawała ludziom poczucie spełnienia i tego, że są istotni dla mechanizmu poprawnego funkcjonowania społeczeństwa.Tylko niektórzy z nich byli zgorzkniali i zamknięci na innych, cała reszta na ogół była przyjaźnie nastawiona, co nie zmienia faktu, iż wyznawali zasadę: "Zamiast truć innym, zajmij się swoimi problemami". Nie była to może sentencja wzięta z podręcznika, jednak coś w niej było - mieszkańcy, skupieni na własnym życiu, rzadko kiedy utrzymywali bliskie kontakty towarzyskie z sąsiadami i nie posiadali wielu znajomych. Byli sympatyczni i pokojowo nastawieni, jednak nie wchodzili sobie nawzajem w drogę - a tych, którzy narzucali się innym swoją obecnością, uważali za pozbawionych ogłady.
Ich życie toczyło się spokojnie i powoli, mimo swej intensywności. Dlatego całym miastem aż wstrząsnęło, gdy pojawiła się plotka głosząca, jakoby  właśnie w tej dzielnicy popełniono bestialskie morderstwo. Z początku nikt nie chciał wierzyć w prawdopodobnie wyssane z palca pogłoski, jednak kilka dni później sprawa znalazła swoje potwierdzenie w mediach - przeprowadzono nawet śledztwo, które potwierdziło autentyczność zbrodni. Szczegóły nie zostały ujawnione prasie czy telewizji, jednak sprawa prezentowała się intrygująco.
Wyjęta z akt kartka zaszeleściła złowieszczo, gdy Raniszkova złożyła ją na pół i wsunęła do kieszeni płaszcza. Mimo pozornego spokoju, czuła narastający w głębi duszy niepokój i miała wrażenie, że powietrze przesycone jest zapachem nieszczęścia. Zamiast jednak uznać tego za zły omen, wtuliła twarz w szal i mocniej otuliła się połami płaszcza, po czym przyspieszyła kroku. Był październik i pogoda powoli zaczynała się psuć, czuć już było pierwsze oznaki nadchodzącego mrozu. Uliczka, rozświetlona nikłym blaskiem księżyca, wydawała się niepozorna i krótka, jednak Raniszkova szła nią już od dłuższego czasu. A może pomyliła jej się z poprzednią? W końcu wszystkie tutaj wyglądały podobnie, zwłaszcza pogrążone w mroku. Dziewczyna westchnęła, a z jej ust wydobyła się biała chmurka pary, która po chwili rozpłynęła się i znikła. Wreszcie doszła do końca ulicy i znalazła się na niewielkim placyku. Pośrodku betonowego okręgu znajdowała się stara fontanna, która lata swej świetności miała już dawno za sobą. Obok, na mikroskopijnym trawniku pół-stało, pół-leżało rachityczne, zeschnięte drzewko. na jego gałęziach widniały ostatnie listki, jednak prezentowały się nad wyraz mizernie.
Raniszkova cofnęła się mimowolnie, plac wzbudził jej niechęć. Cała jego brzydota, i do tego to żałosne drzewko... Odpychające.
Po chwili jednak przemogła się i, przeklinając swoje uprzedzenia, podążyła dalej. Według danych z akt właśnie w tej okolicy popełniona została zbrodnia.
Rozejrzała się, szukając w ciemności swego celu, jednak w bladej poświacie niewiele dało się dostrzec. W końcu, po kilkunastominutowym kręceniu się w kółko, dała za wygraną. Wyjąwszy mapę, wyznaczyła najkrótszą trasę do zajazdu, w którym miała się zatrzymywać, i ruszyła w dalszą drogę. Na ulicach dotąd nie spotkała żywej duszy.
Koszmar miał miejsce kilka miesięcy temu, tak, że obecnie sprawa lekko ucichła i gapiowie przestali się kręcić w okolicy. Do tej pory nie znaleziono podejrzanego, jednak dowody wskazywały na rzeźnika Thomasa Seedle - to w jego warsztacie znaleziono okaleczone zwłoki jego dwudziestodwuletniej narzeczonej, Aileen Morgan. Fama mówiła, że mieli się pobrać tego lata, jednak podobno tuż przed ślubem zaczęły się zgrzyty. Dziewczyna chciała, by Seedle porzucił zawód rzeźnika, który ją odrzucał, jednak Thomas, jak przystało na mieszkańca tejże dzielnicy, nie zgadzał się z jej argumentami. Koniec końców zaręczyny zerwano po dobitnym oświadczeniu Aileen: "Nie zamierzam przez całe życie tytłać się w zwierzęcej krwi, gdy chcę pocałować mojego męża". Thomas długo to przeżywał, ale po pewnym czasie zdawał się wracać do siebie. Oboje zachowali pozory przyjaźni, do tego nawet odwiedzali się od czasu do czasu. Właśnie po jednej z tych wizyt znaleziono Aileen zmasakrowaną w podziemiach rzeźni. Jej ciało było przywiązane do blatu, na którym krojone było mięso, a jej twarz została dosłownie rozryta za pomocą jakiegoś ostrego narzędzia. Prawdopodobnie był to znaleziony później w pobliżu nóż rzeźnicki. Co ciekawe, na palcu dziewczyny znajdowała się obrączka, ta sama, którą po zerwaniu z Thomasem wrzuciła do rzeki. Z rozmowy z matką dziewczyny, Susan Morgan, wywnioskowano, że Aileen nie podejmowała żadnych prób wyłowienia pierścionka, o których byłoby wiadomo. Zgodnie z opinią Susan, Aileen "wręcz cieszyła się z utraty obrączki - symbolu jej przynależności do Thomasa (jak go określiła - "brudnego wołobójcy")".
Thomas, który pojawił się w mieście następnego dnia, doznał głębokiego szoku na wieść o śmierci Aileen i wpadł w depresję. Do tej pory znajduje się na specjalnym oddziale, gdzie podejmowane są próby przywrócenia go do normalności. Nawet z pozoru bezlitosny morderca okazał się być podatny na wstrząsy. Jednak, mimo jego stanu, śledczy nadal oskarżają go o zabójstwo Aileen Morgan oraz o umyślne okaleczenie jej twarzy (spowodowane rzekomo "chęcią wyładowania negatywnych emocji na osobie, która jest ich powodem"). Aż do dnia dzisiejszego nie wiadomo, czy Thomas jest czy nie jest oskarżony, choć ludzie wątpią, by umiał aż tak dobrze udawać osobę niezrównoważoną psychicznie.

Raniszkova ponownie westchnęła, próbując odegnać od siebie te ponure myśli. "Śledztwo jutro, na dzisiaj już wystarczy" pomyślała ze zmęczeniem, przypominając sobie trudzącą podróż i zajście w pociągu. Była wycieńczona i marzyła tylko o śnie i chwilowym umknięciu wszelkim troskom. Które zwalą się, rzecz jasna, na następny dzień. Jednak dopóki ten dzień nie jest dniem dzisiejszym, można zapomnieć o problemach i ze spokojem je zignorować...
Ta wizja wpłynęła na nią kojąco. Jak przez mgłę pamiętała dotarcie do zajazdu. Gdy stanął przed nią oberżysta z pytaniem o cel podróży, wyciągnęła legitymację i wyszeptała z trudem:
" Tatiana...Raniszkova... Poproszę o pokój...
Zaprowadzono ją do właściwego pomieszczenia, a ona, zapominając o wszelkich zasadach bezpieczeństwa, padła na łóżko, wsadziła nos w poduszkę i odpłynęła w miękkie objęcia snu. Było jej tak dobrze, że nie pomyślała nawet o ukryciu swoich dokumentów. Gdy tylko zamknęła oczy, wszystko zniknęło z powierzchni Ziemi. Sięgająca po  kopertę pokojówka również do nich należała.


~
Ufff, ale dawno tu nie pisałam... Spróbuję się wyrabiać, ale długo nie miałam pomysłów... przepraszam! -.-

Jinx

1 komentarz:

  1. YAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAYYYYYYYYYY!
    Jinx i PAnna X znowu w akcji :D! Fajny prezent poświąteczno-przedsylwestrowy ^.^

    (wybacz krótki komentarz, ale mamy już 1 w nocy)

    OdpowiedzUsuń