11.12.2012

Akta III: Dzielnica

Księżyc jaśniejący delikatną, srebrną poświatą odbijał się w kałuży, a jego obraz drgał powoli na powierzchni mętnej wody, popychany przez niewidoczne falki. Noc była cicha i spokojna, przerywana jedynie miauczeniem bezdomnych kotów, które tak długo hałasowały pod oknem,aż  otrzymywały nagrodę w postaci spodka z mlekiem lub idealnie wymierzonego ciosu kapciem.
 Była to dzielnica położona na uboczu, pełna wąskich, ciemnych uliczek, jednak żyjący tu ludzie byli pokojowo nastawieni do sąsiadów i rzadko wszczynali bójki czy inne konflikty. Cóż, cała ich zła natura objawiała się w momencie, gdy ktoś - a najczęściej był to kot - przerywał im ważny w ich mniemaniu odpoczynek. Wtedy ów śmiałek mógł liczyć tylko na najgorsze - stek wyrzuconych z wściekłością przekleństw należał do łagodniejszych reakcji, z jakimi mógł się spotkać.
Trzeba wiedzieć, że zamieszkujący tą okolicę ludzie należeli do jednych z najpracowitszych w całym regionie. Pracowali od świtu aż do nocy, a wykonywali swe obowiązki sumiennie i z uśmiechem na ustach. Praca sprawiała im radość, gdyż dawała ludziom poczucie spełnienia i tego, że są istotni dla mechanizmu poprawnego funkcjonowania społeczeństwa.Tylko niektórzy z nich byli zgorzkniali i zamknięci na innych, cała reszta na ogół była przyjaźnie nastawiona, co nie zmienia faktu, iż wyznawali zasadę: "Zamiast truć innym, zajmij się swoimi problemami". Nie była to może sentencja wzięta z podręcznika, jednak coś w niej było - mieszkańcy, skupieni na własnym życiu, rzadko kiedy utrzymywali bliskie kontakty towarzyskie z sąsiadami i nie posiadali wielu znajomych. Byli sympatyczni i pokojowo nastawieni, jednak nie wchodzili sobie nawzajem w drogę - a tych, którzy narzucali się innym swoją obecnością, uważali za pozbawionych ogłady.
Ich życie toczyło się spokojnie i powoli, mimo swej intensywności. Dlatego całym miastem aż wstrząsnęło, gdy pojawiła się plotka głosząca, jakoby  właśnie w tej dzielnicy popełniono bestialskie morderstwo. Z początku nikt nie chciał wierzyć w prawdopodobnie wyssane z palca pogłoski, jednak kilka dni później sprawa znalazła swoje potwierdzenie w mediach - przeprowadzono nawet śledztwo, które potwierdziło autentyczność zbrodni. Szczegóły nie zostały ujawnione prasie czy telewizji, jednak sprawa prezentowała się intrygująco.
Wyjęta z akt kartka zaszeleściła złowieszczo, gdy Raniszkova złożyła ją na pół i wsunęła do kieszeni płaszcza. Mimo pozornego spokoju, czuła narastający w głębi duszy niepokój i miała wrażenie, że powietrze przesycone jest zapachem nieszczęścia. Zamiast jednak uznać tego za zły omen, wtuliła twarz w szal i mocniej otuliła się połami płaszcza, po czym przyspieszyła kroku. Był październik i pogoda powoli zaczynała się psuć, czuć już było pierwsze oznaki nadchodzącego mrozu. Uliczka, rozświetlona nikłym blaskiem księżyca, wydawała się niepozorna i krótka, jednak Raniszkova szła nią już od dłuższego czasu. A może pomyliła jej się z poprzednią? W końcu wszystkie tutaj wyglądały podobnie, zwłaszcza pogrążone w mroku. Dziewczyna westchnęła, a z jej ust wydobyła się biała chmurka pary, która po chwili rozpłynęła się i znikła. Wreszcie doszła do końca ulicy i znalazła się na niewielkim placyku. Pośrodku betonowego okręgu znajdowała się stara fontanna, która lata swej świetności miała już dawno za sobą. Obok, na mikroskopijnym trawniku pół-stało, pół-leżało rachityczne, zeschnięte drzewko. na jego gałęziach widniały ostatnie listki, jednak prezentowały się nad wyraz mizernie.
Raniszkova cofnęła się mimowolnie, plac wzbudził jej niechęć. Cała jego brzydota, i do tego to żałosne drzewko... Odpychające.
Po chwili jednak przemogła się i, przeklinając swoje uprzedzenia, podążyła dalej. Według danych z akt właśnie w tej okolicy popełniona została zbrodnia.
Rozejrzała się, szukając w ciemności swego celu, jednak w bladej poświacie niewiele dało się dostrzec. W końcu, po kilkunastominutowym kręceniu się w kółko, dała za wygraną. Wyjąwszy mapę, wyznaczyła najkrótszą trasę do zajazdu, w którym miała się zatrzymywać, i ruszyła w dalszą drogę. Na ulicach dotąd nie spotkała żywej duszy.
Koszmar miał miejsce kilka miesięcy temu, tak, że obecnie sprawa lekko ucichła i gapiowie przestali się kręcić w okolicy. Do tej pory nie znaleziono podejrzanego, jednak dowody wskazywały na rzeźnika Thomasa Seedle - to w jego warsztacie znaleziono okaleczone zwłoki jego dwudziestodwuletniej narzeczonej, Aileen Morgan. Fama mówiła, że mieli się pobrać tego lata, jednak podobno tuż przed ślubem zaczęły się zgrzyty. Dziewczyna chciała, by Seedle porzucił zawód rzeźnika, który ją odrzucał, jednak Thomas, jak przystało na mieszkańca tejże dzielnicy, nie zgadzał się z jej argumentami. Koniec końców zaręczyny zerwano po dobitnym oświadczeniu Aileen: "Nie zamierzam przez całe życie tytłać się w zwierzęcej krwi, gdy chcę pocałować mojego męża". Thomas długo to przeżywał, ale po pewnym czasie zdawał się wracać do siebie. Oboje zachowali pozory przyjaźni, do tego nawet odwiedzali się od czasu do czasu. Właśnie po jednej z tych wizyt znaleziono Aileen zmasakrowaną w podziemiach rzeźni. Jej ciało było przywiązane do blatu, na którym krojone było mięso, a jej twarz została dosłownie rozryta za pomocą jakiegoś ostrego narzędzia. Prawdopodobnie był to znaleziony później w pobliżu nóż rzeźnicki. Co ciekawe, na palcu dziewczyny znajdowała się obrączka, ta sama, którą po zerwaniu z Thomasem wrzuciła do rzeki. Z rozmowy z matką dziewczyny, Susan Morgan, wywnioskowano, że Aileen nie podejmowała żadnych prób wyłowienia pierścionka, o których byłoby wiadomo. Zgodnie z opinią Susan, Aileen "wręcz cieszyła się z utraty obrączki - symbolu jej przynależności do Thomasa (jak go określiła - "brudnego wołobójcy")".
Thomas, który pojawił się w mieście następnego dnia, doznał głębokiego szoku na wieść o śmierci Aileen i wpadł w depresję. Do tej pory znajduje się na specjalnym oddziale, gdzie podejmowane są próby przywrócenia go do normalności. Nawet z pozoru bezlitosny morderca okazał się być podatny na wstrząsy. Jednak, mimo jego stanu, śledczy nadal oskarżają go o zabójstwo Aileen Morgan oraz o umyślne okaleczenie jej twarzy (spowodowane rzekomo "chęcią wyładowania negatywnych emocji na osobie, która jest ich powodem"). Aż do dnia dzisiejszego nie wiadomo, czy Thomas jest czy nie jest oskarżony, choć ludzie wątpią, by umiał aż tak dobrze udawać osobę niezrównoważoną psychicznie.

Raniszkova ponownie westchnęła, próbując odegnać od siebie te ponure myśli. "Śledztwo jutro, na dzisiaj już wystarczy" pomyślała ze zmęczeniem, przypominając sobie trudzącą podróż i zajście w pociągu. Była wycieńczona i marzyła tylko o śnie i chwilowym umknięciu wszelkim troskom. Które zwalą się, rzecz jasna, na następny dzień. Jednak dopóki ten dzień nie jest dniem dzisiejszym, można zapomnieć o problemach i ze spokojem je zignorować...
Ta wizja wpłynęła na nią kojąco. Jak przez mgłę pamiętała dotarcie do zajazdu. Gdy stanął przed nią oberżysta z pytaniem o cel podróży, wyciągnęła legitymację i wyszeptała z trudem:
" Tatiana...Raniszkova... Poproszę o pokój...
Zaprowadzono ją do właściwego pomieszczenia, a ona, zapominając o wszelkich zasadach bezpieczeństwa, padła na łóżko, wsadziła nos w poduszkę i odpłynęła w miękkie objęcia snu. Było jej tak dobrze, że nie pomyślała nawet o ukryciu swoich dokumentów. Gdy tylko zamknęła oczy, wszystko zniknęło z powierzchni Ziemi. Sięgająca po  kopertę pokojówka również do nich należała.


~
Ufff, ale dawno tu nie pisałam... Spróbuję się wyrabiać, ale długo nie miałam pomysłów... przepraszam! -.-

Jinx

23.04.2012

Akta II : Komisariat

- No dalej, zatrzymaj pociąg - syknął bandyta dźgając maszynistę lufą pistoletu.
- N-nie mogę - wyjąkał tamten blady ze strachu - Już mamy opóźnienie, a jeśli...
Zniecierpliwiony przestępca zdzielił kolejarza pięścią w głowę i, już nieprzytomnego, zsunął z siedzenia. Pociąg cały czas sunął naprzód, mimo wcześniejszego hamowania, na które zwróciła uwagę Raniszkova.
- To na pewno proste - mruczał do siebie złoczyńca, pochylając się nad panelem z setkami przycisków. - jeden z nich musi być... - jego ostatnie słowa zostały zagłuszone przez przeraźliwy gwizd parowozu. Z głupią miną wbił wzrok w rząd dźwigienek i ten moment Raniszkova wykorzystała, by go zaskoczyć. Bezszelestnie zaszła go od tyłu i nagłym ruchem przycisnęła lufę rewolweru do jego pleców.
- Ręce do góry - szepnęła mu do ucha. Poderwał się jak oparzony, ale zaraz znieruchomiał, kiedy zimny metal wbił mu się w kręgosłup.
- Ajj- jęknął.
- Wycofaj się powoli - rozkazała, robiąc mu miejsce - I rzuć broń.
W tej samej chwili przestępca odwrócił się gwałtownie, celując do niej z pistoletu. W ostatnim momencie Raniszkova podbiła jego nadgarstek i broń wypaliła pionowo w górę, robiąc dziurę w suficie. Raniszkova złapała pistolet i dopóty trzymała przestępcę w żelaznym uścisku, aż jego palce się rozluźniły.
Dziewczyna schowała pistolet, ale nadal mierzyła do złoczyńcy z rewolweru.
- Odwróć się i podejdź do ściany - nakazała, a gdy bezbronny wykonał polecenie, założyła mu lśniące, metalowe kajdanki. Mężczyzna syknął z pogardą, ale nic nie powiedział. Raniszkova wsunęła rewolwer za pas, ale w taki sposób, żeby w razie potrzeby dało się go łatwo wyciągnąć. Pozostawiając złoczyńcę w kącie, obrzuciła panel sterowania uważnym spojrzeniem.
- Nic z tego - pomyślała w duchu - Nie szkolono mnie, jak się zatrzymuje pociąg...
Wtedy jej wzrok padł na wielką, czerwoną dźwignię opatrzoną napisem HAMULEC RĘCZNY. NIE UŻYWAĆ BEZ WYRAŹNEJ PRZYCZYNY.
- Jeśli to nie jest ważny powód, to nie wiem, co by nim miało być - pomyślała i bez namysłu pociągnęła za rączkę. Rozległ się zgrzyt i pociąg z przeraźliwym jazgotem zaczął zwalniać. Z wagonu dobiegł czyjś pisk - najwyraźniej dopiero teraz pasażerowie zorientowali się, że dzieje się coś dziwnego. Po chwili w wagonie zawrzało, wszyscy rzucili się do okien, wypatrując niebezpieczeństwa. czyżby blokada na drodze? A może uszkodzony most?
Ich obawy rozwiały się w okamgnieniu, gdy na horyzoncie zamajaczyły pierwsze zabudowania stacji kolejowej. Pasażerowie na powrót zajęli miejsca i nawet nie zwrócili uwagi na Raniszkovą wprowadzającą do przedziału przestępcę.  Kilka osób tylko przyjrzało jej się uważnie, a gdy zauważyło, że spod kurtyny włosów i płaszcza z wysokim kołnierzem niewiele widać, zajęli się czymś innym.
Pociąg zatrzymał się kilkanaście metrów przed stacją, co wzbudziło zdziwienie osób czekających na peronie. Rosjanka wyprowadziła na zewnątrz złoczyńcę, a przy wyjściu rzuciła za siebie:
- Maszynista jest nieprzytomny. Potrzebuję kogoś, kto go wyniesie z kabiny. Kto się zgłasza?
Student stojący nieopodal zostawił na ziemi teczkę i poszedł po kolejarza. Gdy ukazał się z powrotem, tamten był już przytomny. Pocierał guza wielkości jabłka na czole, ale ogólnie rzecz biorąc był cały i zdrowy.
Na widok gościa, który usiłował zatrzymać pociąg, zerwał się chwiejnie i, odepchnąwszy studenta na bok, krzyknął:
- To on! Łapać go!
Raniszkova prychnęła w duchu. "Jakby nie widział, że go trzymam i do tego ma założone kajdanki" - pomyślała, po czym rzuciła z lekkim uśmiechem:
- Sytuacja opanowana, proszę się nie martwić. Zabiorę go na policję.
Maszynista miał niewyraźną minę.
- A jeśli coś pani zrobi? Zresztą, kim pani w ogóle jest, żeby zajmować się takimi sprawami?
Dziewczyna podstawiła mu pod nos legitymację. Nie wyglądała na odznakę policyjną, ale już z daleka budziła respekt. Kolejarz zabrał się za odcyfrowywanie nazwiska, ale nim zdążył to zrobić, Raniszkova schowała dokumenty do kieszeni płaszcza.
- Zabieram tego łobuza i na przyszłość niech pan uważa. To tyle z mojej strony.
Odwróciła się i zeskoczyła ze stopnia, ciągnąc za sobą naburmuszonego przestępcę. Po chwili znikła w tłumie rozpychających się ludzi, którzy spieszyli się do pociągu. Maszynista podrapał się po głowie, wzdrygając się, gdy natrafił na guza, po czym wsiadł do swojej kabiny. Nie minęły dwie minuty, gdy ostatni maruderzy wskoczyli do wagonu, a lokomotywa ruszyła. Kolej wystrzeliła naprzód, pozostawiając za sobą miasteczko i zmierzając dalej, aż po horyzont. W końcu zniknęła zupełnie.

                    ~

-Pytam ostatni raz: jak się nazywasz?
Przestępca milczał. Wygiął usta w podkówkę i gapił się tępo w ścianę z wyrazem twarzy "jestem ponad to".
Główny śledczy wzruszył ramionami.
- I co teraz?
Raniszkova westchnęła.
- Nie chce podać nazwiska, dokumentów nie ma... Można spróbować rozpoznać po twarzy, ale wątpię, by znalazł się ktoś, kto by go znał lub skądś kojarzył. 
Policjant mruknął coś pod nosem, po czym dodał głośniej:
- Po gębie teoretycznie się da. Są do tego programy. Wystarczy go obfotografować i resztą zajmie się system. Oczywiście pod warunkiem, że jego dane są gdziekolwiek zapisane. Jeśli numer z pociągiem był pierwszym, pojedynczym wyskokiem, szanse są mikroskopijne. Chociaż właściwie wystarczyłoby nam cokolwiek, choćby konto na serwisie społecznościowym. Jeżeli umieszczono gdziekolwiek jego zdjęcie i opisano jego nazwiskiem, program skojarzy je z wprowadzonym aktualnie zdjęciem i wyświetli wyniki. Wyjątkiem byłoby tylko zdjęcie niewyraźne, bardzo słabej jakości lub na którym ma na sobie przebranie, rzecz jasna.
Raniszkova przytaknęła z nieobecną miną. Wpatrywała się intensywnie w złoczyńcę, aż ten ostentacyjnie odwrócił wzrok. "Nigdy tak do niego nie dotrzemy" - pomyślała z niechęcią.
Tymczasem policjant wyraźnie usiłował podjąć właściwą decyzję. 
- Czyli robimy zdjęcia? - zapytała dziewczyna, odwracając się raptownie.
- Yyyy... Tak - sapnął policjant, cofając się o krok - Przecież mówiłem.
- W takim razie oto mój adres. Kiedy będziecie mieli wyniki, dajcie znać. Właściwie ten gagatek nie ma nic wspólnego z moją sprawą, ale skoro już go złapałam... - wymownie wzruszyła ramionami.
- Oczywiście - śledczy przeszedł przez pokój, by schować kartkę z numerem hotelu do szuflady biurka. Odwrócił się, by się pożegnać, ale Raniszkovej już tam nie było. Okno było szczelnie zamknięte.

____
DD - Insy, Rach & Star (ostatnio znikłaś, co u Ciebie?)
ORAZ dla Zagubionej i Huntress (sorki za 4 komentarze, ale miałam problem i tak mi się kliknęło) -.-
Paula, dodaj komentarz ;)

Jinx (;


9.04.2012

Akta I: Pociąg

Za oknem przesuwał się krajobraz. Na początku był to zamglony obraz miasta, ale po paru godzinach za szybami pojawiły się pierwsze pola i wsie. Zaczynało się ściemniać i na granatowym niebie ukazał się księżyc zbliżający się do nowiu.
W pewnym momencie w wagonie zapaliły się światła. Dziewczyna przyjęła to z ulgą, ponieważ przez ostatni kwadrans musiała wysilać wzrok, by wypatrzeć słowa w gąszczu literek. Pozostali pasażerowie niechybnie zaczęliby podejrzewać, że czytanie gazety jest tylko przykrywką, gdyby robiła to w całkowitych ciemnościach. A tak, przy elektrycznych lampkach, mogła w spokoju obserwować podróżnych, udając że całkowicie pochłania ją artykuł w "Timesie".
Właściwie był on nawet ciekawy, ponieważ poruszał temat niewyjaśnionych kradzieży i zniknięć w Rivier, niewielkim miasteczku, do którego zmierzała. Dziewczyna przeczytała go jednak tyle razy, że mogła odtworzyć wszystkie szczegóły z pamięci. Postanowiła więc nie marnować czasu na dedukowanie po raz kolejny, co łączy ze sobą wszystkie wydarzenia, ponieważ tym zajmowali się w dowództwie. Posłano ją po to, by zabezpieczyła teren, przesłuchała mieszkańców i w razie potrzeby wkroczyła do akcji. A na koniec przekazała materiały agentowi, które prześle je do szefów. Teraz więc z czystej ciekawości i po trochu z przyzwyczajenia obserwowała współpasażerów, śmiejąc się w duchu z zabawnych szczegółów, które wypatrzyła.
Po lewej na przykład starsza pani z niepowodzeniem usiłowała wyplatać frędzel pochodzący z rękawa jej bluzki z paska plecaka turysty, który najwyraźniej zbierał się do opuszczeniu pociągu. Kobieta nieznacznie próbowała zwrócić jego uwagę, ten jednak miał słuchawki na uszach i  pewnym momencie wstał i ruszył ku wyjściu z pociągu. Lokomotywa zwolniła i zahamowała na peronie. Staruszka  z przerażeniem obserwowała, jak frędzel pruje się błyskawicznie, po czym z rezygnacją zerwała nitkę, uwalniając się od turysty, który właśnie wyskoczył z wagonu. Zdechły frędzel oklapł na bok i wyglądało na to, że kobieta nie zdoła go już reanimować.
Dziewczyna zachichotała, skrywając twarz za gazetą. Pozostali pasażerowie nic nie zauważyli, pochłonięci własnymi sprawami. 
Zaaferowany biznesmen w lśniącym garniturze z namaszczeniem obierał banana, starając się nie uświnić ubrania. Kiedy już zdjął skórkę, pojawił się problem, co z nią zrobić. Facet rozejrzał się, poszukując kosza na śmieci, jednak nic nie majaczyło na horyzoncie. Był zdany na jakiś tymczasowy schowek. Przetrząsnął kieszenie i teczkę, najwyraźniej szukając jakieś siatki czy czegoś w tym stylu. Po kilkunastu sekundach bezowocnych poszukiwań z miną cierpiętnika wsunął skórkę do kieszeni marynarki. 
"Byle na niej nie usiadł" - pomyślała dziewczyna z rozbawieniem.
Sięgnęła do kieszeni płaszcza, ciekawa, co w niej znajdzie. Zawsze nosiła przy sobie setki dziwnych drobiazgów, często nieprzydatnych do niczego. Teraz natrafiła na pudełko pinezek, notes, pęknięty długopis z wetkniętym w niego piórkiem (nigdy się z nim nie rozstawała), pół batonika, zdjęcie ulubionego kota oraz wydruk starego e-maila sprzed paru tygodni. Nie mogła sobie przypomnieć, co to za wiadomość, rozwinęła więc kartkę i zaczęła czytać.
"Raniszkova! 
Udało mi się przechwycić wypociny jakiejś amatorskiej agencji zajmującej się zbieraniem danych o ludziach. Nie wiem, kto, ale ktoś polecił im zebranie informacji o tobie. Nie mam pojęcia, w jakim celu, w końcu dopiero niedawno przeszłaś szkolenie i nie masz na koncie żadnej poważnej misji ani nie narobiłaś sobie jeszcze wrogów w światku przestępczym.Tak czy siak, podejrzewam, że ktoś zamieszany w tę sprawę dowiedział się, że przydzielono ją tobie i postanowił dowiedzieć się, z kim przyjdzie mu się zmierzyć. Dobra, bez czczego paplania, załączam twój "rysopis". Boki zrywać. S."
Na twarzy  dziewczyny pojawił się błysk zrozumienia. Rozłożyła drugą kartkę podpisaną jako załącznik.
"Jak Szanowny Pan nam polecił, przez ostatnie kilka tygodni zbieraliśmy informacje o osobie, o której chciał Pan się więcej dowiedzieć. Niestety, inne informacje stoją w aktach, inne usłyszeliśmy od ludzi. Jedyne, co udało nam się ustalić, to wiek wahający się od osiemnastu do dwudziestu jeden lat, czyli osoba dość młoda. Wzrost pomiędzy 1,60 a 1,73, raczej szczupła. Kolor włosów (prawdopodobnie farbowane) - blond. Oczy czarne. Obiektywnie ładna, choć prawdopodobnie z lekko krzywym nosem. Może to być jednak przebranie, tak samo jak zbyt pełne wargi czy długie paznokcie u innych osób. Nazwiska nie znamy, jednak znana jest pod imieniem Nadia. Nie wiemy, czy to prawda, czy tylko pusty pseudonim. Przepraszamy za braki w rysopisie, jednak nasi agenci są w trakcie zbierania dalszych informacji. Polecamy się na przyszłość.
Agencja Incognito Sp.z.o.o."
W zielonych oczach dziewczyny zalśniły ogniki rozbawienia. Odgarnęła ciemny kosmyk włosów za ucho i potarła palcem idealnie prosty nos.
" I tyle, co o mnie wiedzą" - pomyślała - "Choćby nawet zrobili mi zdjęcie w tej chwili, i tak nie mają pojęcia, jak naprawdę wyglądam".
W tej chwili pociąg zahamował. Raniszkova wstała z miejsca i dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że do Rivier jeszcze daleko. Co dziwne, według rozkładu właśnie to miasteczko było następnym przystankiem. Więc co do...
W pociągu rozległ się huk. Prowadzona instynktem, wyskoczyła z przedziału i pobiegła na przód pociągu. Drzwi do kabiny były otwarte. Zajrzała do środka i ujrzała zamaskowanego mężczyznę przyciskającego lufę do głowy maszynisty.
- Jeśli się nie zatrzymasz, kochasiu, to ja cię... - usłyszała strzępek rozmowy.
Raniszkova otworzyła teczkę i cichutko wyjęła rewolwer...

__________
Ta notka trochę dłuższa. Żądam komentarzy, bo jak nie, to... :)
Dedykacja dla Ravenei16, która jako pierwsza (i do tej pory jedyna) skomentowała mojego nowego bloga.
Dokładny opis bohaterki w "Kartotece". 


PS Do końca kwietnia gwarantowana dedykacja dla Ravenei, Gwiazdeczki (dziękuję za Twój komentarz, aż się wzruszyłam xD) i ... Rachel <3! Oczywiście obejmuje to zarówno T.M.P.X. jak i Ś.J. Dziękuję za wszystkie komentarze i niniejszym zamykam konkurs :P. Do następnej notki :**!
J.

1.04.2012

Wprowadzenie

~Nowicjuszom  zawsze dostają się najgorsze zadania. I nie, żebym była zdania, że szefostwo się na mnie wyżywa, nic z tych rzeczy. Po prostu... wyjazd w środku jesieni do opuszczonego miasteczka nie napawa optymizmem. Zwłaszcza, gdy w pobliżu znajdują się moczary. Brzmi jak początek "Psa Baskerville'ów", co? Nie jestem pewna, co los przyniesie, na pewno jednak nie dam się nabrać na żadne zabobony. Ktoś, kto ukończył szkolenie z wynikiem 5,7 nie może wierzyć w gusła. Najzwyczajniej w świecie mu się nie opłaca.~


Na stację wtoczyła się lokomotywa, z mozołem ciągnąc za sobą sznur wagonów. Rozległ się świst i drzwi się rozsunęły, uwalniając tłum pasażerów, którzy z hałasem wysypali się na peron. Wysoka dziewczyna w szarym palcie podniosła wzrok znad trzymanego w ręce egzemplarza "Timesa" i powoli podeszła do pociągu. Poły płaszcza załopotały za nią niczym krucze skrzydła, gdy wskoczyła na stopień i zniknęła w głębi wagonu. Szybko znalazła miejsce i usiadła przy oknie, zasłaniając twarz gazetą. Od tej pory od wzroku wścibskich pasażerów odgradzał ją szelest zadrukowanych kartek. Mógł powstrzymać niezręczne pytania i nachalne spojrzenia, nie mógł jednak powstrzymać rozmyślań nad odpowiedzialnością, jaka na niej ciąży. Klamka zapadła - podjęła ten obowiązek. Teraz musi się zmierzyć z nieznanym.

__________
Notka z dedykacją dla Pauli! :3